Wczoraj było u nas wielkie kibicowanie. Przepraszamy sąsiadów. Młody zaprosił na mecz swoich kolegów, a jego tata – nie wiedząc o tym – zaprosił swoich 🙂 Więc wyobraźcie sobie tyle rozemocjonowanych chłopa w różnym wieku w jednym pokoju… Postawiłam im napoje chłodzące emocje (choć niewiele pomogły), chipsy, paluchy i krakersy, i poszłam do koleżanki, dwa piętra wyżej, na pogaduchy. Oczywiście doskonale słyszałyśmy co się u nas dzieje. Zwłaszcza te okropne piszczałki. Kto to wymyślił? Kiedy ja oglądam mój ulubiony serial, nie krzyczę z emocji i nie ubieram się w stroje bohaterów (u chłopaków by to nie przeszło; zestaw: czapeczka, szalik i koszulka musi być). Nigdy nie pojmę tej przebieranki, tym bardziej, że chłopcy się szarpali i Młodemu poszła koszulka (na szczęście już ciut za mała), więc dziś musiałam przeglądać koszulki klubowe dla dzieci, a raczej dla młodzieży, bo musi być przecież konkretna. Nie mogę też zrozumieć tych emocji, kiedy nie grają Polacy – tak, to jeszcze mogłabym ogarnąć.
Wczoraj Młody miał w ogóle aktywny dzień, bo okazało się, że już nic nie mają zadane i wziął się za… rysowanie. Od dawna już tego nie robił, a teraz nadrabia. Przez co jego dziecinne rysunki na lodówce zostały zastąpione w końcu przez nowe dzieła 🙂 Ciekawe czy to stały trend „artystyczny” czy jednorazowy wybryk. Choć raczej obstawiam na to drugie, bo Młody od czasu do czasu ma zapędy w stylu: gitara, majsterkowanie, cymbałki, fotografowanie, itp., ale niestety brak mu konsekwencji.