Wczoraj popołudniu wparowałam do pokoju dziecka z zamiarem zrobienia porządku w jego szkolnych rzeczach. Miał całe wakacje, żeby się za to zabrać, ale nie znalazł czasu… Chciałabym powiedzieć, że spędzanie czasu w plenerze było ważniejsze, ale nie, to komputer wygrał ;/ Jak zwykle, a po akcji zdalnego nauczania odpędzenie młodzieży od komputera i komórek w ogóle graniczy z cudem…
Sytuacja obecnie wygląda tak: jutro jest rozpoczęcie nowego roku szkolnego, nowych książek nie mamy, za to mamy stare… czyli jesteśmy w lesie. Na szczęście zeszyty zostały czyste z zeszłego roku, bo na zdalnym mało ich poszło. Inne przybory szkolne też są.
Dziś muszę na szybko wystawić na sprzedaż stare książki, bo nie doczekam się, żeby zrobiło to dziecko, a szkoda byłoby później wyrzucać. Mam nadzieję, że jest więcej takich spóźnialskich, co to w ostatniej chwili kupują. My też zresztą będziemy. Ech, dzieciaki i ta ich obowiązkowość.
W przyszły weekend zapowiada się ładna pogoda. Waham się jakby ją tu wykorzystać. Myślę o wybraniu się do Sobótki i wejściu na Ślężę. Tak, wiem, popularne to wśród mieszkańców Wrocławia, ale to najbliższe zielone wzgórze w okolicy. O przepraszam, góra. A po drodze pyszna piekarnio – ciastkarnia w Rogowie Sobóckim.
Można też pojechać nieco dalej i przejść się Ścieżką Hochbergów na Stary Książ i później ten nowy. No może nie nowy, ale nowszy od starego. Do niedawna Ścieżka Hochbergów była zamknięta, bo po którejś tam wichurze drzewa uszkodziły niektóre kładki, ale już jest podobno otwarta.
Który pomysł bym nie wybrała, na pewno dzień spędzę przyjemnie. Dobija mnie taka deszczowa pogoda jak dziś. Muszę ją odreagować w plenerze przy słońcu i lekkim wiaterku. Trochę dołujące jest to, że tak naprawdę stoimy na progu jesieni, a ja już mam chandrę. Prawdopodobnie to skutek nadmiernie deszczowego lata. W tym roku zdecydowanie należało suplementować witaminę D, bo ze słońca złapałam jej za mało.