Czerwiec dla dzieciaków szkolnych jest chyba najdziwniejszym miesiącem. Niby wakacje rozpoczynają się późno, bo 28go i do wtedy trzeba chodzić do szkoły, to wystawienie ocen jest np u nas do 10go (i do tego dnia jest wielkie poprawianie, zakuwanie, zamieszanie). I konia z rzędem temu, który powie jaką motywację do przychodzenia później mają dzieciaki. Ba, jaką mają do przygotowywania się do lekcji, odrabiania zadań domowych, itd. Tym bardziej, że zwykle później dużo jest zastępstw. Oczywiście można mówić, że z poczucia obowiązku, ale od wielu lat już jest tak, że na pierwszym zebraniu z rodzicami wychowawcy narzekają, jak to mało dzieci chodziło do szkoły pod koniec roku szkolnego i że proszą o dopilnowanie, żeby taka sytuacja się nie powtórzyła. A za rok jest to samo. Jeśli więc rodzice z poczucia obowiązku nie potrafią posłać dzieci do szkoły, to czego oczekiwać po maluchach? Może więc wystawienie ocen powinno być do 23 czerwca? Przecież to dwa tygodnie nauki, która obecnie nauką nie jest. Co prawda w tym roku, w ten bezproduktywny okres wkomponował się długi weekend, ale nie zawsze tak jest. Albo po prostu zrezygnujmy z fikcji i niech dzieciaki mają wakacje od 14 czerwca…