Wiosna w ogrodzie

No dobra, z dnia na dzień jest coraz zimniej, dopadł mnie katar, ale nie zmienia to faktu, że mamy wiosnę 🙂 I choćbym miała zmarznąć na kość, do zimowej kurtki ani płaszcza nie wrócę.

W zeszły weekend, stwierdziwszy – jak co roku – że mam za mało kwiatów, wybrałam się najpierw do ogrodniczego, a później do marketu budowlano – ogrodniczego. W typowym ogrodniczym najwidoczniej zaspali, bo asortymentu było jeszcze niewiele, a ten, który był, był słabo opisany. Znaczy na wielu kwiatach, krzewach i drzewkach nie było napisane co to takiego, kiedy kwitnie, do jakiej wysokości dorasta (co jest dla mnie mega ważne), no i ile kosztuje (jak by nie patrzeć, też ważna informacja). Po kilkukrotnym bieganiu za sprzedawcą, znudziła mi się ta zabawa, zwłaszcza, że ceny mają tam całkiem wysokie. Pojechałam do marketu, gdzie kupiłam bukszpan, trzy róże, 6 rodzajów kwiatów „cebulkowych”, łubin (który od dawna mi się marzył), trawę ozdobną i ziemię. Kiedy miałam już napakowany koszyk, tak że trudno mi się nim lawirowało pomiędzy półkami, zadzwonił mój niezawodny Ukochany i poprosił, żebym mu kupiła frezy do tworzyw, skoro już tam jestem. Pierwsza reakcja: jasne, ale co to jest i gdzie to znajdę? I owszem, wytłumaczył, nawet linka podesłał, choć tak naprawdę pomógł mi miły pracownik, który ujrzawszy kobietę na „męskim” dziale, błąkającą się zapewne z głupim wyrazem twarzy, pomógł znaleźć ustrojstwo. A wracając stamtąd w stronę wózka z kwiatami, znalazłam jeszcze fajne, wielkie doniczki, w które postanowiłam wsadzić drzewka, które przy tej okazji też kupiłam… Nie muszę chyba nawet wspominać, że ostatecznie miałam niemały problem, żeby to wszystko wpakować do samochodu. No i od razu trzeba go było odkurzyć, bo się ziemi nasypało, zwłaszcza z przechylonych drzewek, mimo zabezpieczenia folią. Na szczęście, z wypakowaniem nie było problemu, bo za kupno frezów należał się rewanż 😉 Co prawda były mu potrzebne do odnowienia mojej ulubionej szafeczki, ale zlecenie jest zleceniem.

Przed ochłodzeniem zdążyłam wszystko posadzić, a teraz odpada mi podlewanie… To tak w ramach szukania pozytywów „przeplatania” kwietnia. Oby tylko nie okazało się, że znowu Święta Wielkanocne będą białe… Bo najbliższa niedziela już Palmowa.

Babska logika

Wczoraj wracałam za późno z pracy, żeby w podziękowaniu za pamięć, życzenia i prezenty upiec chłopakom jakieś ciacho. Wstąpiłam więc do galerii, w której znajduje się „pyszna” cukiernia. No, ale nie byłabym sobą, gdybym szła wlepiając wzrok w czubki butów. Oczywiście rozglądałam się po wystawach i zauważyłam, że jest mnóstwo promocji. Zatem również sama zrobiłam sobie kilka prezentów, co prawda nie zamierzonych, ale wtedy gdy się czegoś konkretnego nie szuka znajduje się najfajniejsze ciuchy. Poza tym niektóre były tak przecenione, że grzech byłoby nie wziąć… a później trzeba by się spowiadać… nie wiadomo jakby podszedł do tego ksiądz, może by nie wykazał zrozumienia… A święta lada miesiąc… 🙂 Zatem aby uniknąć kłopotów, skorzystałam z promocji. A dzięki m.in. moim zakupom, dziś czytałam, że do budżetu wpłynęło o 40 procent więcej kasy z VATu. Nie ma jak dbać o budżet państwa. Mogę uważać się za patriotkę 🙂 I nie dostaję żadnego 500+, więc nie jest to zasługa rządu.

Ciacho też było pyszne, chociaż załapałam się na nie w ostatniej chwili, takim cieszyło się wczoraj powodzeniem… Kolejki były jak w kwiaciarni 🙂

Początek ferii

W końcu dzieciaki w naszym województwie dotrwały do ferii. Końcówka mam wrażenie była ciężka, także dlatego, że z powodu grypy i przeziębień dużo dzieciaków nie chodziło do szkoły. Z tego co widzę w dzienniku elektronicznym epidemia dopadła również nauczycieli, bo już dawno nie widziałam tylu nieobecności i zastępstw.

Moje dziecko nie zdeklarowało chęci żadnego wyjazdu na zimowisko. Wychodzi więc na to, że będzie się „bujał” pomiędzy basenem, który na szczęście mamy w pobliżu, a rodziną, która też nie ma co zrobić z dzieciakami. Z rodziną przyjęliśmy zasadę „w kupie raźniej” i liczymy na to, że dzieciaki wymyślą sobie jakąś wspólną zabawę. Niekoniecznie, a nawet „nie” w sieci, ani przed telewizorem.

U nas po śniegu zostało już tylko wspomnienie. Nadal trzyma jednak mróz. U rodziny śnieg nadal leży, choć z powodu opadów deszczu, które były któregoś tam dnia w zeszłym tygodniu, jest na nim warstwa zamarzniętego lodu. W czasach, kiedy sama byłam dzieckiem wszyscy by się ucieszyli, że mamy warunki idealne do wycięcia „bloków” na igloo, ale dziś to tylko przeszkoda do robienia kulek ze śniegu. Inwencja twórcza najwyraźniej słabnie w młodym pokoleniu.

Plusem ferii u rodziny jest to, że w pobliżu jest niewielki (ale jednak) orczyk prowadzący na niewielką (ale jednak) górkę, można więc spędzić trochę czasu na nartach. No i jest na tyle blisko domu, że nie muszą zabierać prowiantu na drogę, tylko podskoczyć w potrzebie do domu. U nas będzie im trudniej coś wymyślić, ale jakoś damy radę.

Pomyślałam sobie, że podskoczę z nimi do wrocławskiego afrykanarium, o którym znowu zrobiło się głośno na skutek uznania go za jeden z cudów świata zoologicznego, czy jakoś tak. Moje dziecię już tam było, ale kuzyni nie, a myślę, że im się spodoba. A co poza tym? Zobaczymy. Może aquapark, a może lodowisko, albo i jedno i drugie. We Wrocławiu na szczęście nie można narzekać na brak atrakcji 🙂

Miłych i bezpiecznych ferii.

Smog

Podobno dziś jakość powietrza we Wrocławiu jest powalająca… Dla osób o słabszych płucach, to tak nawet dosłownie. Osobiście myślę, że to nie kwestia napiętnowanej ostatnio komunikacji, tylko opału. Bo co z tego, że „wielka płyta” ma ogrzewanie miejskie, jak ogromna ilość kamienic i domków pali drewnem i węglem, w dodatku wątpliwej jakości. Wjeżdżając na piękne willowe osiedla najlepiej wyłączyć w samochodzie nawiew z zewnątrz. Przy takiej „węglowej” polityce nie ma się co dziwić, że kraj w zimie po prostu śmierdzi. Mamy ogromne tereny porośnięte polami i łąkami, mamy setki kilometrów wybrzeża, ale jakość nie ma chęci, żeby umieścić na nich wiatraki. A skoro nawet chęci nie ma, to nic z tego nie będzie. A szkoda. Będziemy dalej się dusić…

Zimowy wpis

W tym roku Dolny Śląsk ma późno ferie, bo dopiero w drugiej połowie lutego… Więc dzieciaki rozpoczną nowy semestr jeszcze przed zimową przerwą. Właściwie pierwsze oceny śródroczne zostały już wystawione. Swoją drogą, ciekawe czy będzie o tej porze roku jeszcze śnieg, bo wiadomo, że część wyjeżdża na zimowiska.

Moje osobiste dziecko, kiedy usłyszało o mrozach i śnieżycach od razu nabrało nadziei na odwołanie zajęć w szkole. Te nadzieje podsyciły się jeszcze bardziej, kiedy w mediach pojawiła się informacja o odwołaniu zajęć w jakichś tam (już nie pamiętam w jakich) innych państwach. Niestety (choć w sumie na szczęście, bo świadczy to o nie najgorszej sytuacji) nadzieje te okazały się płonne. Zwłaszcza na Dolnym Śląsku nie było tak źle i żadnych zajęć nie odwołano. A dziś w ogóle jest pięknie, bo mamy błękitne niebo i cudowne słoneczko 🙂

Zima, nawet w naszym „lajtowym” wydaniu jednak wiąże się z pewnymi niedogodnościami. Dziecko, które przyzwyczaiło się do dojeżdżania do szkoły na rowerze, po wywrotce na progu zwalniającym (bo przecież nie można było po śniegu jechać normalnie, trzeba było sprawdzać hamulce i driftować), teraz chodzi na piechotę. Ma to ten przykry skutek, że codziennie jest spóźniony, bez względu na to, o której wyjdzie. Po prostu snuje się do szkoły w takim tempie, że nie ma możliwości, żeby zdążył. Co potwierdza również to, że temperatura jednak nie jest zbyt niska, bo młody nie lubi marznąć i gdyby mu było zimno, obstawiam, że szybciej by dotarł.

Zastanowienia wymaga jeszcze kwestia co z nim zrobić w czasie ferii. Uparł się, że na zimowisko jechać nie chce, więc nie będę go na siłę wysyłać, choć miałabym ochotę wysłać go na jakiś obóz językowy. Ale jak nie to nie. Trzeba wymyślić coś innego, żeby nie przesiedział dwóch tygodni od rana do wieczora grając w CS…

Ostatnia plotka głosi, że jutro spadnie śnieg… znaczy więcej śniegu 🙂

Andrzejki

Dziś Andrzejki, a ja siedzę w domu 🙁 A kiedyś zawsze się imprezowało… Ale cóż zrobić, jak dwóch Andrzejów nam się rozjechało po świecie…

Pozostaje mi więc tylko złożyć najserdeczniejsze życzenia wszystkim Andrzejom: bawcie się dobrze nie tylko dziś, ale przez cały rok, niech wszelkie kłopoty Was omijają.

A jutro przekładamy kalendarze na nowy miesiąc… I rok, który tak niedawno był nowym, za chwilę się skończy.

Co nowego

Dawno nic nie pisałam, więc zdam krótką relację z tego co było i co nowego się u mnie dzieje.

Ząb zepsuł mi wakacyjny wyjazd, ponieważ był w trakcie leczenia (jednak nie obyło się bez kanałówki) i mimo że nie bolał, to jednak przeszkadzał i przeszkadzała świadomość, że coś jest z nim nie tak, że trzeba uważać, itd. Jeśli nie lubicie chodzić do dentysty tak jak ja, to sami wiecie jak to jest jechać gdzieś, gdy nad Tobą ciąży widmo wizyty u dentysty tuż po powrocie, a przed wyjazdem usłyszycie: może pani jechać, ale proszę uważać, żeby fleczer nie wypadł i ogólnie starać się nie jeść tą stroną…

Poza tym pierwszy raz od wielu lat mieliśmy pecha do pogody. Co prawda dało się wypocząć, ale ubierając się cieplej lub zakładając przeciwdeszczowe płaszcze czy kurtki. Całe szczęście, że nie jestem już w wieku, w którym wakacyjnym priorytetem jest wylegiwanie się plackiem na plaży.

Udało mi się (znaczy nam:) ) również zrobić drewniany taras, choć było z tym dużo więcej pracy niż się spodziewałam. Okazało się, że na gołej ziemi nie da się tak po prostu rozłożyć desek (znaczy na legarach), bo ani to idealnie proste nie będzie (a musi być), ani trwałe (bo drewniane legary od spodu będą szybko gnić). Ale udało się zrobić i mam swój wymarzony tarasik 🙂

Chciałam się wybrać z dzieckiem na nową „Epokę Lodowcową” do kina, bo co prawda dzieckiem już nie jestem, ale oglądałam z nim wszystkie części i tak z przyzwyczajenia i sympatii do wiewióry obejrzałabym chętnie kolejną, ale moje dziecko stwierdziło, że wyrosło już z bajek. Super, a ja nie…

Dostałam ostatnio sms-a, że w pobliskiej galerii są organizowane jakieś zabawy ze strażakiem Samem… Wiadomość o kilka lat spóźniona 😉

Aktualnie poszukuję jakiegoś nowego hobby, zajęcia czy imprezy na której jeszcze mnie nie było czy tam jeszcze się tym nie zajmowałam. I zastanawiam się nad konikami 🙂 Znaczy wyścigami konnymi… Ostatecznie we Wrocławiu są organizowane ponoć bardzo przyzwoite zawody, a dla dodania szczypty emocji od czasu do czasu można coś obstawić 🙂

Jak widzicie nowości u mnie niewiele. Ale nie jest źle, lubię poukładane życie.

Ząb

Kurcze, boli mnie ząb, a w dodatku reaguje na ciepło i zimno, więc pewnie będzie do leczenia kanałowego 🙁 Tragedia, bo i z kasy wyskoczę i niedługo wyjeżdżamy, a kanałówka wiąże się z kilkoma wizytami. Nie wiem jak ja to wszystko zgram 🙁

Na „pocieszenie”, a właściwie „zajęcie czymś głowy” mam inwazję mrówek pod domem, które namiętnie wchodzą nam do pokoju… A może już nawet założyły tam gniazdo… Chciałam dać im spokój, żeby sobie żyły, bo ostatecznie to też ich tereny mieszkalne, ale coś się ich za dużo zrobiło i niestety trzeba będzie części się pozbyć.

Ostatnio coraz częściej i coraz więcej mówi się o drukowaniu 3d. Tak się zastanawiam czy synowi kuzynki, który w tym roku zdawał (i pewnie zdał) maturę nie doradzić kształcenia się w tym kierunku, znaczy projektowania takich trójwymiarowych przedmiotów. Myślę, że to bardzo szybko rozwijający się rynek, z tzw. przyszłością no i ciekawy. Taki druk 3d może być wykorzystywany i przy robieniu gadżetów i dla przemysłu, medycyny, zabawek, itd. możliwości są praktycznie nieograniczone i regulowane jedynie rentownością. Tymczasem chłopak, podobnie jak wielu jego rówieśników nadal się zastanawia i nie wie co ze sobą zrobić. W dodatku wybierają raczej odrzucając kierunki i zawody, którymi by się nie chcieli zajmować, a nie szukając tych, którymi by chcieli. Znaczy najchętniej to każdy zostałby informatykiem, gdyby mógł znaleźć dobrze płatną pracę przy testowaniu gier 🙂

Drewno

Wolę drewniane podłogi od kafli, choć wiem, że są one praktyczniejsze, zwłaszcza jeśli chodzi o utrzymanie porządku. Ale drewno wydaje mi się takie cieplejsze, przytulniejsze. Wymyśliłam sobie położenie desek na balkonie, tylko nie bardzo wiem jak się do tego zabrać. Przypuszczam, że najpierw należałoby ułożyć – tak jak się kładzie na ogrodach – poprzeczne deski, a dopiero do nich przykręcać deski będące podłogą. Zastanawiam się czym te deski pomalować, żeby za szybko się nie rozpadły i co zrobić, żeby pod nimi nie zalęgły mi się robale. Chyba trzeba będzie poczytać na jakimś sprytnym portalu dla majsterkowiczów 🙂 Wiosną zawsze „dopadają” mnie jakieś twórcze pomysły w stylu co by tu jeszcze zrobić, co zmienić.

W przyszłym tygodniu będzie już po „trzech zimnych ogrodnikach” i będę sadzić pomidory i paprykę. Mam nadzieję, że uda się je uchować przed ślimakami, których w zeszłym roku była istna plaga.