Upały

Dziś termometry wskazywały u nas 33,5C i ze zdziwieniem zauważyłam u siebie, że nie robi to już wrażenia. Kiedyś byłabym w ciężkim szoku, że może być tak gorąco, ale teraz… Teraz jestem przerażona zapowiedziami, że w piątek i sobotę temperatura może sięgnąć 38-40C. A to już dużo. Tym bardziej, że noce są ciepłe i w zasadzie nie ma kiedy schłodzić domu. Dziś obudziłam się ok. 5:00 i pootwierałam wszystkie okna, żeby przewietrzyć. W domu było prawie 23C, co dla mnie jest już zbyt wysoką temperaturą do spania, a na dworze 19C. Niestety niewiele się schłodziło.Firanka ani nie drgnęła. Kompletny bezruch. Nie dało się zrobić przeciągu. No i zapewne skoro z każdym dniem w dzień ma być cieplej, to i w nocy zapewne też tak będzie i o ochłodzeniu nie ma co marzyć aż do momentu kiedy przybędą burze z piorunami i temperatura poleci „na łeb na szyję” o 20C w dół. Tak to już niestety ostatnio bywa, że temperatura nabiera polskich nawyków – u nas wszystko musi być skrajnością, czarne lub białe, w przyrodzie też – zimne lub gorące, a pośrodku zawierucha…

Wakacje

Moje dziecko część wakacji spędza w domu, a mi spędza z oczu sen zaplanowania mu wolnego czasu, tak aby odciągnąć go od komputera. Zapisałam go na jedną półkolonię, bo niestety nie stać mnie na to, żeby wysłać go na całe 2 miesiące. Poza tym jedzie na normalną kolonię i z nami na Mazury, ale ciągle zostaje sporo wolnego czasu. Niestety dzieciaków nie widać na podwórkach, tak jak to kiedyś bywało, wolą spędzać czas w domu i tylko co chwilę wywołują się przez skype’a. 10 lipca ma być obchodzone 150 – lecie wrocławskiego ZOO. Zastanawiamy się czy się wybrać; plus to wiele atrakcji, minus – tłok. Poza tym myślałam o popływaniu statkiem po Odrze, bo co prawda nie jest to długa trasa, ale przyjemna i stosunkowo tania. Całą rodzinką możemy „zamknąć się” w 100 zł. Dla porównania – sprawdzałam trasy na kanale elbląskim – na który chciałam wyciągnąć rodzinę, na zasadzie głównej atrakcji turystycznej, ale wyszło nam, że za same bilety trzeba by zapłacić powyżej 5 stów, więc podziękuję. Ja wiem, że atrakcje kosztują, ale trzeba by mieć pewien umiar. No chyba, że adresatem nie są polskie rodziny. Planuję też wyciągnąć dziecko do Panoramy Racławickiej i na spacer po Rynku, posiedzieć w ogródku, zjeść lody, pooglądać obrazy na płótnie i grafikę… No i oczywiście obowiązkowy punkt każdego dnia to rolki albo rower – według uznania. Niestety we Wrocławiu brakuje miejskich plaż, mimo że wody tu dostatek i naprawdę można by w wielu miejscach zaaranżować piaszczyste plaże, wydzielić miejsca do kąpieli, postawić prysznice do opłukania się, wybudować ciąg lokali gastronomicznych. Na pewno i miasto, i mieszkańcy i przedsiębiorcy zyskaliby na tym. Tym bardziej, że brakuje też odkrytych basenów, a w okolicy nie ma żadnych fajnych, czystych jezior, w których można by się pomoczyć w upalne dni… Jeśli nie będzie zbyt tłoczno, to może wybierzemy się kilka razy do aquaparku, albo dla odmiany – na lodowisko. O ile też fundusze pozwolą…

Wczoraj

Wczoraj było u nas wielkie kibicowanie. Przepraszamy sąsiadów. Młody zaprosił na mecz swoich kolegów, a jego tata – nie wiedząc o tym – zaprosił swoich 🙂 Więc wyobraźcie sobie tyle rozemocjonowanych chłopa w różnym wieku w jednym pokoju… Postawiłam im napoje chłodzące emocje (choć niewiele pomogły), chipsy, paluchy i krakersy, i poszłam do koleżanki, dwa piętra wyżej, na pogaduchy. Oczywiście doskonale słyszałyśmy co się u nas dzieje. Zwłaszcza te okropne piszczałki. Kto to wymyślił? Kiedy ja oglądam mój ulubiony serial, nie krzyczę z emocji i nie ubieram się w stroje bohaterów (u chłopaków by to nie przeszło; zestaw: czapeczka, szalik i koszulka musi być). Nigdy nie pojmę tej przebieranki, tym bardziej, że chłopcy się szarpali i Młodemu poszła koszulka (na szczęście już ciut za mała), więc dziś musiałam przeglądać koszulki klubowe dla dzieci, a raczej dla młodzieży, bo musi być przecież konkretna. Nie mogę też zrozumieć tych emocji, kiedy nie grają Polacy – tak, to jeszcze mogłabym ogarnąć.

Wczoraj Młody miał w ogóle aktywny dzień, bo okazało się, że już nic nie mają zadane i wziął się za… rysowanie. Od dawna już tego nie robił, a teraz nadrabia. Przez co jego dziecinne rysunki na lodówce zostały zastąpione w końcu przez nowe dzieła 🙂 Ciekawe czy to stały trend „artystyczny” czy jednorazowy wybryk. Choć raczej obstawiam na to drugie, bo Młody od czasu do czasu ma zapędy w stylu: gitara, majsterkowanie, cymbałki, fotografowanie, itp., ale niestety brak mu konsekwencji.

Wiosenne akcje

Rozpoczęła się wiosna, a z nią różnego typu wiosenne akcje. U nas w domu są one związane z zakupem nowych ciuchów i butów, zwłaszcza dla szybko rosnącego dziecka. Wiosna to też czas na analizę tego, co w tym roku trzeba zrobić i co można. Zaczynamy rozglądać się też za wakacjami, bo trzeba by pomału myśleć o wakacyjnych rezerwacjach. W tym roku długi majowy weekend jest dłuższy tylko o jeden dzień od standardowego, więc odpadną spory w pracy o wolne „śródświąteczne” i ominą nas też wydatki związane z wyjazdami. Oczywiście, jak co roku gdzieś się wybierzemy (o ile pogoda pozwoli), ale na pewno będzie to odkrywanie dość bliskiej okolicy. W sumie ma to swoje plusy, bo zostanie więcej środków na ewentualne domowe inwestycje, albo zaliczkę na wakacje.

U dziecka wiosenne akcje są za to w szkole. Po raz kolejny robią sprzątanie najbliższej okolicy. Mają też kolejną akcję zbierania nakrętek od butelek (w której zawsze aktywnie uczestniczymy), no i od dwóch lat zbiórkę elektrośmieci, co wiąże się zawsze z przegrzebywaniem domu i pytaniami: „czy to jeszcze się przyda?”, „a to przypadkiem nie jest zepsute?”, itp. Za przyniesione rzeczy dzieciaki dostają kwiatki, więc mają dodatkową motywację. Co ciekawe – mimo, że moje dziecko nie pracuje w ogrodzie, bo nie lubi – te kwiatki go najbardziej motywują 🙂 Tak po prostu lubi chyba coś dostawać – w jego mniemaniu – za darmo. Tymczasem dla nas zawsze jest z tym trochę pracy, bo co prawda jakieś stare przedłużacze czy baterie można po prostu spakować, ale dziecko wygrzebie zawsze z tatusiowej szuflady ze starymi sprzętami jakieś stare komórki albo części do komputera, trzymane przez ojca „na wszelki wypadek”. Tak to już bywa, że te „wszelkie wypadki” nie nadchodzą, a jak trzeba koniecznie coś wymienić, to się kupuje nowe, a nie sięga po te odłożone na taką okazję. Więc zawsze dziecko coś tam dostanie. Niestety część rzeczy wiąże się z dodatkową może nie pracą, ale przysłowiowym zawracaniem głowy, bo taką np. starą komórkę trzeba naładować i wykasować z niej kontakty, stare sms-y czy zdjęcia itp. Podobnie ze starymi twardzielami o pojemności pewnie mniejszej niż dzisiejsze smartfony. Też trzeba najpierw poświęcić trochę czasu na kasowanie danych z dysku, zanim się go przekaże szkole w bliżej nieokreślonym celu. Nie sądzę co prawda, żeby ktoś w tym grzebał, ale tatuś mojego dzidziusia 🙂 nigdy nie przekazałby pełnego dysku na szkolną zbiórkę. Ani żadną inną.

No i jeszcze mamy wiosenne akcje związane z wyciąganiem i czyszczeniem sprzętu sportowego, gruntownym czyszczeniem i woskowaniem auta po zimie, no i oczywiście ze zmianą opon na letnie. Z czym jeszcze się nie wyrobiliśmy, bo przeplatanka pogodowa ciągle trwa i znów straszą wielkim i strasznym ochłodzeniem klimatu, przynajmniej u nas…

Marzec

Ostatni weekend we Wrocławiu rozczarował tych, którzy chcieli lub musieli wyjść z domu. Na szczęście od poniedziałku wróciła piękna, ciepła, słoneczna wiosna. Wegetacja przyspieszyła. Tylko patrzeć jak drzewa zaczną kwitnąć. Póki co trawniki i skwery zrobiły się kolorowe od kwitnących kwiatów; obudziły się owady, zwłaszcza trzmiele, które już zbierają nektar. I tylko należałoby sobie życzyć, żeby weekendy były tak piękne jak tydzień roboczy. W końcu kiedyś trzeba posprzątać po zimie…

Luty we Wrocławiu

Luty nadal dość ciepły. Co prawda od czasu do czasu rano trzeba wyskrobać szyby w samochodzie, ale to wyjątki. Dziecko niemal codziennie jeździ do szkoły na rowerze, więc już to daje wyobrażenie o tegorocznej zimie. Nie doszukując się plusów ani minusów tej sytuacji, zmieniam temat. Dziś przeczytałam, że wrocławskie ZOO przeżywa najazd odwiedzających odkąd otwarto tam Afrykarium. To pewnie wyjątkowa zima dla ZOO, bo zwykle jednak o tej porze roku mniej jest chętnych do chodzenia po ogrodzie, tym bardziej że części zwierząt nie można wtedy zobaczyć na ich tradycyjnych wybiegach. Ale Afrykarium wyszło piękne, co potwierdził Młody po wycieczce szkolnej. Chętnych jest tyle, że z dużym wyprzedzeniem należy zamawiać zajęcia edukacyjne na miejscu.

Zima na południowym-zachodzie

Zima na południowym-zachodzie od kilku lat nie zachwyca; przynajmniej miłośników prawdziwej zimy czy też 4 wyraźnych pór roku. Ten region zawsze był uważany za najcieplejszy w Polsce, no może poza południowym górskim pasem Sudetów. W tym roku, tak jak i w kilku lub nawet kilkunastu poprzednich jest dość ciepło. Przyznam szczerze, że zimowe buty po raz pierwszy ubrałam w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, bo akurat się trochę ochłodziło. Ba, przez tydzień, na początku stycznia leżała nawet cienka warstwa śniegu. A później przyszedł deszcz i znów się zrobiło szaro-buro. Ostatnio przechodzą wichury, co też staje się już typowe dla tej pory roku. W ostatnich latach tendencja jest taka: grudzień jest ciepły, temperatury wahają się pomiędzy +5 a +15C, choć często pada deszcz, styczeń czasem potrafi przynieść kilka mroźnych dni, luty jest zdecydowanie chłodniejszy i zwykle spadnie w nim trochę śniegu, marzec jest nieprzyjemnie zimny i deszczowy. Pogoda mało turystyczna, za to pozwalająca zaoszczędzić na ogrzewaniu, oszczędzająca zimowe obuwie i odzież, zimowe opony i akumulatory. Niestety w trakcie tutejszych zim śnieg i mróz zwykle mijają się, tzn. kiedy pada śnieg, temperatura jest zbliżona do 0 stopni, dlatego nigdy nie leży długo, a jak przychodzą siarczyste mrozy (na szczęście krótkotrwałe), to nie ma śniegu, przez co straciłam już sporo kwiatów. W tym roku scenariusz się powtarza, co więcej wczoraj wypatrzyłam na ogrodzie kiełkujące hiacynty. A szkoda, bo pewnie wkrótce się trochę ochłodzi i nie nacieszę się ich pięknym widokiem. Ale co zrobić, niestety krokusy na trawniku też zakiełkowały i jeśli nie przyjdzie zima to pewnie za chwilę zakwitną. Chciałoby się powiedzieć: południowy klimat (mając na myśli południe Europy), ale przez te niespodziewane, krótkotrwałe ale „niszczycielskie” ataki mrozu, które – jeśli już przyjdą – przekraczają -15C, a zdarzało się i -30C, południowe roślinki by nie przeżyły, a my musimy mieć „zapasową” cieplejszą odzież. Kiedyś – w przypływie zimowej euforii w czasie tych nielicznych śnieżnych i zimnych dni – chciałam kupić sobie łyżwy i narty biegówki, na szczęście nie zrobiłam tego, bo nie wiem czy byłaby okazja użyć sprzętu choć tyle razy ile jest palców na jednej dłoni. A szkoda. Mimo wszystko brakuje mi 4 wyraźnych pór roku. Dziś kolejny wietrzny, choć dość ciepły dzień… I znów zanosi się na deszcz.

Dzień Nauczyciela

Dziś Dzień Nauczyciela, a właściwie Dzień Edukacji Narodowej, ale jakoś nie świętują go wszyscy, którzy się edukują i edukowali, tylko nauczyciele. Co ciekawe, jak się nad tym zastanowić, to jest to kolejny dzień ukazujący dobitnie różnice pomiędzy zawodem nauczyciela i innymi zawodami. No bo, jeśliby poszukać dobrze w kalendarzu, to chyba każdy zawód ma swoje święto. Tyle tylko, że przedstawiciele innych zawodów jakoś tego tak nie eksponują. Dziś w wielu szkołach nie ma zajęć, w niektórych są tylko apele, a w innych luźne zajęcia. Spotkał się ktoś kiedyś z sytuacją, żeby w firmie w dniu informatyka, programisty, prawnika, sekretarki, elektryka itd. były takie luzy? Żeby panie na kasie w markecie, powiedziały: dziś dzień kasjerki, prosimy o kwiaty, czekoladki, kawę, dziś nie pracujemy…

Zaskakujące, że jeśli pacjent wychodząc ze szpitala podaruje lekarzowi czekoladki, to może być to uznane za łapówkę, a jak nauczyciele na Dzień Nauczyciela czy na zakończenie roku szkolnego dostają czasem bardzo drogie prezenty, to nie jest to traktowane ani jako łapówka (mimo, że niektórym rodzicom taki cel w istocie przyświeca), ani jako dodatkowy przychód podlegający opodatkowaniu (co ciekawe, pojawiły się interpretacje skarbówki, że należy opodatkować prezenty dane dziecku na I Komunię, ale nic nie słyszałam o prezentach dla nauczycieli). Wiem, że taka praktyka jest uświęcona długoletnią tradycją (choć u mnie w szkole dawało się kwiatki i były lekcje), tym niemniej odnoszę wrażenie, że coś jest nie tak…

I po pracy

I po pracy… dziś. Jeszcze tylko dwa dni, choć zapewne wzmożonego wysiłku, i… urlop 🙂 Koleżanki z pracy zazdroszczą. Mówią, że już swojego nie pamiętają i im też by się przydał. Cóż, w czerwcu było wielkie „przeciąganie liny”, żeby nie powiedzieć kłótnia, bo wszyscy chcieli urlop jak najdłuższy i koniecznie w lipcu albo sierpniu, a właściwie od połowy lipca do połowy sierpnia. Ja odpuściłam licytowanie się i wypominanie kiedy i ile miałam urlopu, bo wrzesień wydał mi się również atrakcyjny. No i w końcu się doczekałam. W sobotę wyjeżdżamy 🙂

Tegoroczne wakacje

Nasze wakacje są w tym roku trochę chaotyczne. Nie dostałam jednego długiego urlopu, więc wzięłam kilka krótszych pomiędzy początkiem czerwca a wrześniem. Końcem września konkretnie 🙂 Dlatego ciągle na trochę gdzieś jeździmy. Myślałam, że rodzinka będzie się wkurzała, a tymczasem wszyscy jesteśmy zachwyceni. Wybieramy wypady „w Polskę”, w miejsca, w których nie byliśmy i jest po prostu super. Już dawno się tyle nie nazwiedzałam, napływałam, naoglądałam. Chyba tego mi było trzeba, tym bardziej, że lubię samą podróż a nie tylko jej koniec. A we wrześniu wybieramy się do Zakopanego, bo uwielbiam Tatry. Oby pogoda była lepsza niż teraz, bo jakoś te okolice nie mają szczęścia tego lata; przynajmniej z tego co się słyszy. W całym kraju piękna pogoda, tylko nie tam… Liczę na poprawę we wrześniu i październiku. Tym bardziej, że nocleg w Zakopanem już zaklepałam. Nie byłoby miło spędzić wyjazdu tylko w mieście, a nie należę do oszołomów, którzy pchają się na szlaki bez względu na pogodę, a później zawracają głowę ratownikom.